niedziela, 15 października 2017

Z wizytą w browarze Fork & Brewer w Wellington

Drugim browarem, który odwiedziłem w Wellington był browar, który od początku był moim oczkiem w głowie. Niestety pierwszego dnia, spacerując po ulicach stolicy i szukając go, trafiłem do Fortune Favours. Niestety patrząc na mapę, wyglądało, że poruszam się w dobrym kierunku. Ale dzięki temu, odkryłem inny ciekawy browar. W końcu jednak dotarłem do tego właściwego, czyli Fork & Brewer, ale okazało się, że w niedziele jest on nieczynny i musiałem wizyte przełożyć na następny dzień.

Fork & Brewer znajduje się w samym sercu miasta przy 20A Bond Street. Budynek, w którym znajduje się browar, z zewnątrz nie prezentuje się zbytnio okazale i przypomina troszkę bydynki handlowe, które w Polsce powstawały w latach siedemdziesiątych.


Jednak, w środku browar pokazuje zupełnie inną, odlotową twarz. Ale o tym zaraz. Tuż po wejściu do środka, spotkała mnie chyba najprzyjemniejsza niespodzianka i zarazem piwna przygoda. Otóż, pierwszą osobą w browarze, którą napotkałem był piwowar Kelly Ryan i to było preludium genialnego pobytu w Fork & Brewer. Otóż, przedstawiając się i mówiąc, że jestem polskim blogerem, który zwiedza browary w Nowej Zelandii, w odpowiedzi usłyszałem, że Kelly zna jednego człowieka z Polski, którą to osoba okazał się ... Michał Kopik, czyli Piwny Garażysta i piwowar Browaru Kingpin. Okazuje się, że Kelly i Michał, kiedyś razem sędziowali w Filadelfii. Po tych słowach wryło mnie w ziemie. No wyobraźcie sobie, że człowiek leci dwadzieścia tysięcy kilometrów, na drugi koniec świata, by spotkać kogoś, z kim się ma wspólnych znajomych. To był zalążek cudownej piwnej przygody. Tuż po zapoznaniu się zacząłem zwiedzanie browaru.


Browar został otwarty w 2011 roku. W browarze zamontowana jest warzelnia o wybiciu 10 hektolitrów oraz dość duża ilość zbiorników fermentacyjno-leżakowych. Wybaczcie, ale z powodu ekscytacji spotkaniem z Kellym, nie zapytałem o dokładną liczbę.





A tanków musi być naprawdę sporo, gdyż na barze podpięte są, nie spadnijcie z krzesła ... 32 różne piwa browaru oraz kilka piw z zaprzyjaźnionych browarów. Prawda, że liczba piw warzonych w browarze jest imponująca? 



Ale nie tylko lista piw robi wrażenie, ale sam bar także, który znajduje się w centralnym punkcie lokalu i wykonany został w formie koła. Bardzo ciekawym elementem baru są krany, których końcówki są bardzo charakterystycznym elementem browaru, gdyż każda z nich zwieńczona jest innym elementem z dziedzin gospodarstwa domowego oraz majsterkowo-budowlanej, że tak to tu opiszę.






Wokół baru, na ścianach lokalu, powieszonych zostało kilkadziesiąt plakatów, które przedstawiają etykiety piw warzonych w browarze.





To tyle na razie o wyglądzie, a teraz kilka słów o tym, co najważniejsze, czyli o piwie. A w Fork & Brewer, Kelly warzy naprawdę fantastycznie. Jak w poprzednio odwiedzonych browarach, tak i tu zdecydowałem się na deski degustacyjne. Zamówiłem dwie. Na pierwszy rzut wziąłem takie przysmaki, jak: Flower Arranger (West Coast IPA), Shadow Majestic (Pacific Milk Stout Nitro), Jelli Antipodean (Raspberry Vanilla Chocolate Stout Nitro) oraz Cherry 2000 (Cherry i Cinnamon Gose).


Napiszę tak, wszystkie piwa z tej czwórki to poziom światowy, a stouty prezentowały poziom wręcz galaktyczny. Moi drodzy. Shadow Majesic, to najwspanialszy milk stout, który kiedykolwiek piłem w życiu. Nawet ten, który piłem w Noble Ale Works w Anaheim, który już był fantastycznym dziełem, przy tym ciut zbladł. Esencjonalne, bardzo aromatyczne, bardzo pyszne, a tekstura, no wręcz bombowa! Wzorzec milk stoutu w mojej opinii. 


Drugi ze stoutów, czyli Jelly Antipodean, to równie wyśmienita, prześwietna aromatycznie i bardzo smakowita pozycja. Dla takich piw warto wybrać się do Wellington. Obie powyższe pozycje, to piwowarskie apogeum.


Na drugą nóżkę, wziąłem kolejne cztery piwa. Tym razem padło na takie cymesy, jak: Bohemian Hipster (Pilsner), Alternative (Germanic Pale Ale), Upside Down (Fruited Pseudo Witbier Sour with Passionfruit, Mango, Turmeric and Corriander) oraz Tainted Love (Passionfruit and Juniper Sour). Te ostatnie to piwo kooperacyjne z browarem Gigantic Brewing & Wild Rose. Mi od razu na myśl przywiodło super utwór grupy Soft Cell. 


Z tego drugiego zestawu, który również mocno mnie oczarował, najwspanialszy był, no kto zgadnie? Tak moi drodzy. Najgenialniejszym okazał się pils. Czysty, z bombowym aromatem, wspaniałym smakiem i wystrzałową goryczką. Reszta piw także mnie oczarowała. 'Sałery' kwaśne, bardzo owocowe i mega orzeźwiające. Pale ale bardzo chmielowy, soczysty i równie orzeźwiający. 

Każda z tych desek degustacyjnych, kosztowała 15 dolarów nowozelandzkich. Po moich degustacjach, dołączył do mnie Kelly, z którym porozmawialiśmy trochę o nowozelandzkiej piwnej scenie, o tym, które jeszcze browary w Wellington odwiedzić i zapraszał również na przyszłoroczny festiwal piwa do stolicy. W trakcie tych rozmów, dodatkowo częstował mnie kolejnymi specjałami, które sam uwarzył. W ten sposób, skosztowałem jeszcze kilka innych ciekawych piw, za które jeszcze raz Ci Kelly dziękuję. 

Atmosfera w Fork & Brewer także wyśmienita. Do tego, z głośników leci genialna muzyka rock'owa z 70-ych i 80-ych. Widać, że ludzie bardzo lubią to miejsce i przychodzą tu zarówno na dobre piwo i jedzenie, z którego też podobno Fork & Brewer słynie, ale także po to, by spędzić fantastycznie czas w otoczeniu piwa i fajnie zakręconych ludzi. 

Słowem podsumowania, Fork & Brewer zauroczył mnie do granic możliwości. Oferta piwna jest wyśmienita. Czas spędzony w środku mija bardzo, bardzo szybko, ale w tak zacnym towarzystwie nie może być inaczej. Moi drodzy, jeśli kiedykolwiek uda Wam się wybrać do Nowej Zelandii i do Wellington, to po prostu musi się wybrać do Fork & Brewer. Musicie! Nie ma innej możliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz